Ostatnio regularnie maluję intuicyjnie. Co środę słucham prowadzonego przez Magdę lifa na grupie facebookowej “Maluję intuicyjnie dla rozwoju i dla relaksu”. W ostatnią środę malowaliśmy z afirmacją, że jesteśmy w swoje własnej przestrzeni, tylko naszej, w której nie istnieją ograniczenia, w której możemy wszystko. Ja namalowałam to: Na tym obrazie widzę postać zakneblowanymi ustami. Pamiętam jak malowałam tę ciemną plamę. Malowałam ją jako usta, zaciśnięte, bo na początku była to tylko wąska kreska. Później coś we mnie chciało ją łagodzić i stała się plamą. Gdy skończyłam malować i popatrzyłam to natychmiast zrozumiałam, że to znowu wypływa na powierzchnię to coś związane z potrzebą pisania. To moja kreatywność ma knebel na ustach.
Magda za Julie Cameron pyta “Czego się boisz?”, bo za blokadą często stoi strach. Szukałam w tym kierunku, ale nie znalazłam odpowiedzi. Gdy zaczęłam rozmyślać o różnych komentarzach do prac z naszej grupy zauważyłam, że ograniczają nas bardzo różne rzeczy: format, medium, naśladownictwo. Zadałam sobie pytanie “Co mnie ogranicza w pisaniu?” starając się myśleć jak najbardziej otwarcie. Mam w swoim programie do planowania dnia dwa zadania związane z pisaniem, zaległe, przekładane od kilku dni, a może i tygodni. Czemu po prostu nie usiądę i nie napiszę (brak pomysłów na pewno nie jest moim problemem, mam ich wynotowane całe mnóstwo) - spytałam siebie. Moje wewnętrzne ja odpowiedziało: - Bo nie mam ochoty kurde balans. - Ale czemu? Przecież sama zaplanowałaś te zadania i tematy. - No tak, ale dziś ich nie czuję i wyglądają jak jakiś nudny obowiązek. Fuj. Popatrzyłam na zadania i faktycznie. Oba zadania dotyczyły tekstów, które postanowiłam napisać z myślą o ich publikacji. Miały być o czymś, mieć sens i przekaz. Bardziej jak w projektowaniu inżynierskim niż pracy twórczej. - Olaboga! - wykrzyknęłam - Toż to nic dziwnego, że ta maszyna nie działa skoro wsypałam do niej tyle piachu i trocin! Kocham scenę. Miejsca gdzie jest scena. Gdzie ktoś mówi do ludzi. Uwielbiam mówić do ludzi. Uwielbiam dobrze mówić do ludzi. Ale nie znoszę gdy ktoś gada na scenie, a nic nie ma dopowiedzenia. Moją złotą zasadą wystąpień publicznych jest “Jeśli nie masz nic do powiedzenia nie wychodź na scenę”. Nie lubię też teatru improwizowanego, bo zazwyczaj brakuje mi tam przekazu, czyli zapłaty dla publiczności za to, że słucha. Treść, sztuka nie istnieje dla mnie bez odbiorcy. Wszystko co tworzę musi być pokazane, na scenie, w internecie, na zdjęciu. Musi coś z siebie dawać. Chyba jestem ekshibicjonistką. Z malowaniem intuicyjnym jest dla mnie niesamowicie łatwo, bo odbiorca albo coś widzi, choćby odbicie własnego wnętrza, jakąś prawdę czy emocję (ja zawsze widzę w obrazach innych), albo prześlizgnie się wzrokiem tylko i nic nie traci. Z pisaniem jest inaczej. Czytanie wymaga wysiłku. Miałabym kogoś wmanewrować w czytanie kilku stronicowego tekstu o niczym? Zgroza! A jak miałabym napisać i nie publikować to po co pisać, przecież to tak jakby to nigdy nie istniało! Bez sensu. Autopsja zakończona. Wyrzucam z terminarza pisarskie plany. Wpisuję zadanie codzienne - “mieć frajdę z czegoś napisania”. Gdzie mój zeszyt do porannych stron? A obraz skończył w końcu tak.
1 Komentarz
Vero
5/18/2020 04:09:00 am
Fajny ten tekst! Dziękuję bardzo...
Odpowiedz
Odpowiedz |
Agnieszka "Poziomka" ZiomekProgramistka, artystka, minimalistka. Archiwum
Czerwiec 2020
Kategorie
Wszystkie
|