Siedzę na Gozo. A konkretnie na balkonie naszego mieszkania, na którym dopiero po południu pojawił się cień pozwalający na relaks na świeżym powietrzu. Tu jest lato pełną gębą. Z upałem, błękitnym niebem i delikatną bryzą. Dopiero teraz, drugiego dnia pobytu, schodzi ze mnie zmęczenie związane z podróżą, pakowaniem i likwidacją mieszkania. Jeśli chodzi o minimalizm to z dokładnością do pościeli zmieściliśmy cały nasz dobytek na raz do dużego kombi, co na ten moment uważam za sukces. By to osiągnąć ten efekt musieliśmy pozbyć się wielu rzeczy. O dziwo sama decyzja, że czegoś nie potrzebujemy, to był ten łatwiejszy krok. To co pochłonęło mnóstwo mojego czasu i energii wiązało się z właściwym sposobem pozbycia się danej rzeczy. Działo się. Z paczkomatu stojącego obok mojego biura wyruszyło mnóstwo paczek ze sprzedanymi po znajomych książkami i podręcznikami do rpg. Kubeczki, bibeloty i różne prawie nowe rzeczy trafiły do sklepu charytatywnego. Całe mnóstwo rzeczy zostało odebrane ode mnie z domu przez ludzi z rozdawniczych grup fejsbookowych. Kolejnym wyzwaniem było pakowanie. Dziesiątki rzeczy trafiały do kartonowych pudeł i worków próżniowych. Zabezpieczone przed zniszczeniem spędzą tegoroczną zimę w piwnicy domu moich rodziców. Wybrane rzeczy zabraliśmy ze sobą. 110 litrowa waliza, choć ledwo się zamknęła, pomieściła nawet goban. 90 litrowy plecak prawie pękał w szwach. Miejsce w dwóch 50 litrowych plecakach podręcznych zostało wykorzystane do ostatniej szczelinki. Laptopy wylądowały w swoich plecakach i torbach. W efekcie wyglądaliśmy jak najprawdziwsze wielbłądy. Wielbłądy na lotnisku, w autobusie, na promie, w taksówce. Jeszcze nigdy nie cieszyłam się na widok windy bardziej niż tuż przed dotarciem do mieszkania na 4 piętrze. Gdy spoglądam wstecz na ostatnie kilka tygodni (choć z perspektywy letniego relaksu), to muszę przyznać, że całe przedsięwzięcie było dużo łatwiejsze niż mi się wydawało. Były momenty, gdy ilość rzeczy do zrobienie nieco mnie przytłaczała, ale były też momenty frajdy, gdy widziałam radość osób przygarniających moje zbędne książki, kwiaty i suszarki do prania. Już pierwsze dni tutaj sugerują, że było warto. Morze. Słońce. Świeże powietrze. Cisza i ciemność nocą. Bardzo się cieszę, że dołączyłam do grona ludzi, którzy mogą o sobie powiedzieć “Spakowałam walizki i wyjechałam z kraju”. Jestem ciekawa czy równie zadowolona będę za kilka tygodni i czego nowego dowiem się o sobie samej.
0 Komentarze
|
Agnieszka "Poziomka" ZiomekProgramistka, artystka, minimalistka. Archiwum
Czerwiec 2020
Kategorie
Wszystkie
|