Jakiś czas temu mój dobry przyjaciel przygotował na Master-Mind prelekcje o tajemniczym tytule „W poszukiwaniu człowieka, który złamał mi kręgosłup." Nie chodzi tu jednak o ten fizyczny kręgosłup, a o kręgosłup rpgowy. Prelekcja była o tym, że każdy z graczy spotkał na swojej drodze gracza czy mistrza gry, którego warsztat albo styl gry zrobiły na nim takie wrażenie, że musiał po tym spotkaniu „na nowo uczyć się chodzić” po rpgowych ścieżkach. Po prostu stykasz się z czymś nowym, z czymś co Cię zachwyca i chcesz umieć podobnie. Ja również spojrzałam wstecz i choć nie znalazłam takich sesji, które by całkowicie miażdżyły mi kręgosłup, to wpatrzyłam wiele takich, które powodowały zmiany moich gustów rpgowych. Tych zmian było sporo, w różnych kierunkach, a czasem nawet się śmieję, że mi gust zmienia się diametralnie co dwa lata. Listopadowa melancholia pchnęła mnie ku wspomnieniom i ani się obejrzałam jak z tematów rogowych podryfowałam w kierunku wspomnień wszelkich. Zaczęłam śledzić zmiany w moim życiu i doszłam do ważnego wniosku. Wszystko dzięki ludziom. Na prawdę nie ma w moim życiu żadnego punktu zwrotnego, za którym nie stał by drugi człowiek. Wszystkie zmiany jakie w sobie zaprowadziłam czy też dokonały się gdzieś poza świadomością, niejako przy okazji, są wynikiem mojego zetknięcia się z postawami innych ludzi. Szukałam choć jednego zwrotu, który by wychodził tylko ze mnie. Znalazłam jeden, spowodowany książką. Tyle ze książkę też napisał człowiek i choć nigdy go nie spotkałam, to ofiarował mi swoje dobre rady poprzez to co napisał (swoją drogą to musi być wspaniałe być pisarzem, jednego dnia piszesz coś siedząc w swoim gabinecie, a miesiące czy lata później ktoś na drugiej stronie kuli ziemskiej czyta to, ociera łzę i zmienia swoje życie na lepsze, magia). Innymi słowy wszystko, co we mnie dobre jest wywołane przez innych, a moja zasługa jest tylko taka, że umiałam skorzystać z tego co mi przynieśli. Wniosek z tego jest taki, że powinniśmy dbać w pierwszej kolejności to o nasze relacje z otoczeniem, o otaczanie się właściwymi ludźmi, mieć na ludzi otwarte oczy. Z drugiej strony zastanowiłam się co ja przynoszę innym? Podobno jestem pogodna i energiczna, ponoć umiem motywować, co mogę robić lepiej? Jest taki cytat, na który pierwszy raz trafiłam w książce Dale'a Carnegie'go, ale nie pamiętam oryginalnego autora „Tylko raz przejdę tą drogą. Dlatego jeśli mogę zrobić coś dobrego lub okazać uprzejmość, muszę to zrobić teraz. Nie mogę tego odkładać, lub zaniedbywać, bo już nigdy nie przejdę tą samą drogą". Chciałabym umieć o nim pamiętać na każdym kroku swojego życia, ale bywa nie łatwo. Zły humor, zranione uczucia czasem potrafią skutecznie w tym przeszkodzić. Może zrobię sobie kubek na poranną kawę z takim napisem? Czasem dopadają mnie wątpliwości, które bledną się pod wpływem ludzi, a ja zbieram wszystkie te drobne sytuacje, które sprawiają, że czuję się człowiekiem, który ma dobry wpływ na życie innych. Dlatego na koniec małe podziękowania (tylko z ostatnich kilku miesięcy, inaczej była by tu bardzo długa lista): Dla Piotrka za nazwanie mnie „filarem Master-Minda'a” Dla Grzywacza za umieszczenie słowa „Poziomka” w swojej pierwszej mowie Dla Chochlika za zaproszenie do składu sędziowskiego NERD'a Dla Maćka za zaproponowanie mi kandydowania na funkcje sekretarza Toastmasters Leaders Dla Wszystkich, którzy na mój widok uśmiechają się (słysząc mnie wplatają dźwięk uśmiechu w swój głos) Dla Wszystkich, na których widok ja się uśmiecham (słysząc ich wplatam w swój głos dźwięk uśmiechu) Na zdjęciu zarząd TL nadchodzącej kadencji. Spodziewajcie się już wkrótce notek inspirowanych pełnieniem przez ze mnie funkcji sekretarz.
0 Komentarze
Wczoraj powiedziałam swoją drugą mowę, tym razem w siostrzanym klubie na Vistuli. Byłam zapisana jako mówca rezerwowy i prośbę o wygłoszenie mowy dostałam dzień wcześniej. Zgodziłam się, bo mowę w głowie miałam ułożoną już od jakiegoś czasu, a zakładałam, że tym razem chce powiedzieć bardziej na luzie, z dużą dawką improwizacji. Do mowy przygotowałam sobie tylko zarys w punktach, który umieszczam niżej, a przećwiczyłam ją ledwie kilka razy. Nie udało mi się powiedzieć wszystkiego, ale temat zachował spójność. Źle zrobiłam, że "zmiękczyłam" zakończenie. Nadal nie czuje się na scenie tak swobodnie jak bym chciała. Mam raczej mieszane uczucia w stosunku do tej mowy. Kolejną chyba ponownie przygotuję „na wysoki połysk”. Czy wiesz czym jest wdzięczność? 1. Czy zastanawialiście się czym jest wdzięczność? Może kiedyś, może teraz albo gdy zerknęliście na temat mowy w agendzie? Może właśnie przywołujecie w głowie sytuacje gdy ostatnio odczuwaliście wdzięczność? 2. Jakiś czas temu postanowiłam sobie na pytanie o wdzięczność odpowiedzieć i ku zaskoczeniu odkryłam dwie definicje, które wydały mi się ze sobą sprzeczne. 3. Wdzięczność jako „poczuwanie się do zobowiązań za doznane od kogoś dobro" , cytat z Sokratesa „Bardziej się ciesz z wyświadczonych drugim, niż z odebranych dobrodziejstw, bo za pierwsze masz chwałę, a drugie wkładają na ciebie ciężar wdzięczności." 4. Wdzięczność jako „uczucie serdeczności w stosunku do swojego darczyńcy" definicja mi bliska 5. Historia drobnego prezentu, który wzbudził moja wdzięczność, a ona wyrwał mnie ze świata lęków 6. „Licz swoje błogosławieństwa nie kłopoty" Dale Carnegie 7. O tym jak mój kolega powiedział mi, że wdzięczność w połowie składa się z miłości a w połowie ze strachu. 8. Mój wniosek i odpowiedź na pytanie - jest jednym i drugim, ma dwie twarze a to sprawia że wdzięczność to droga między lękiem a szczęściem 9. Jeśli wdzięczność to droga, to można nią podążać w obie strony. Ja ciesze się, że wyprowadziła mnie z moich problemów. Jak jest z wami? Zawsze gdy ktoś okazuje wam dobro nagle znajdujecie się na rozstajach drogi, która prowadzi w dwie strony. W która stronę robicie krok? Ku serdeczności czy też zgorzknieniu? Przez wdzięczność warto wędrować tylko w jedną stronę. Dlatego mówiąc „dziękuję” zerkajcie na drogowskaz. W tym tygodniu dostąpię zaszczytu sędziowania konkursu dla graczy NERD. Co prawda nie jest to dla mnie pierwszyzna, bo sędziowałam już np w Pucharze Mistrza Mistrzów czy w GRAMY!. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie szukała synergii między moimi zainteresowaniami. Na każdym spotkaniu toastmasters oddział osób funkcyjnych ciężko pracuje nad przygotowaniem informacji zwrotnej dla uczestników. Rozmowy w przewie spotkania również skupiają się na generowaniu cennych spostrzeżeń i rad. Zwyczajnie większość toastmasterów jest specjalistami od dawania informacji zwrotnej. Postanowiłam wiec skorzystać z tej skarbnicy i spędziłam trochę czasu na podpytywanie o rady i gromadzę tu najcenniejsze z nich. Planuję mieć je z tyłu głowy podczas sędziowania. Pierwszą niezwykle ważną sugestią wydała mi się ta, by pytać, czy dana osoba chce otrzymać tu i teraz naszą informację zwrotną. W toastmasters wiemy, że koledzy i koleżanki chcą się rozwijać i często z góry zakładamy, że łakną naszych uwag. Jednak w innych sytuacjach, na konkursie, a nawet na klubowych spotkaniach, wcale nie musi być to prawda. Pewnie część uczestników traktuje konkurs jako sposób na poprawienie warsztatu, ale za pewne nie wszyscy i nie w każdej chwili. Łatwo trafić na moment, gdy osoba jest jeszcze przejęta sesją, przeżywa gorycz niepowodzenia lub euforię sukcesu. Nic nie przyjdzie nawet z najlepiej przygotowanych uwag, jeśli nie zostaną zapamiętane lub chwilowe emocje nie pozwolą na ich przyswojenie i uwzględnienie w przyszłych działaniach. Nie ma też sensu wciskać swoich spostrzeżeń komuś, kogo z jakichś powodów one wcale nie interesują, szkoda dobrych humorów obydwu stron. Upewniajmy się więc, że osoba, dla której mamy informację zwrotną, jest gotowa w danym momencie ją przyjąć, jest na nią otwarta. Zaczynajmy więc od pytania „Czy chcesz mojej opinii?" i zaczekajmy na „zielone światło”. Kolejną cenną radą, jaką usłyszałam, była ta, by mówić na temat. W konkursie mamy kryteria oceny, podobnie jest w oceni mów i ról w toastmasters. Odniesienie się do tych istotnych wytycznych powinno być esencją informacji zwrotnej. To, jak poradziłam sobie z konkretnymi celami, interesuje mnie najbardziej, gdy wypełnię jakąś rolę na spotkaniu. Podobne oczekiwania miałabym jako gracz konkursowy. Zanim zasiądziemy do oceny, bądźmy pewni, że znamy i rozumiemy dokładnie kryteria, którymi mamy się posługiwać. Łatwiej będzie nam wyłapać zachowania wspierające zrealizowanie celu i te, które stanęły temu na przeszkodzie. Patrzenie przez pryzmat wytycznych sprawi również, że łatwiej będzie nam wyjaśnić czemu coś wypada źle i ułatwi zaproponowanie skutecznej metody na poprawę. Z takim podejściem do budowania oceny będziemy w niej konkretni i prawdziwie pomocni. Gdy szukałam informacji o tym, w jaki sposób wyrażać swoją opinię tak, by brzmieć wiarygodnie, usłyszałam, że ważne jest, by brać odpowiedzialność za nasze uwagi. Nie rozmywajmy więc odpowiedzialności na „tajemniczych ktosiów”. Unikajmy „wszyscy odebrali to tak”, czy „ludzie mówią że...”. Nie chowajmy się za wyświechtanymi fandomowymi „prawdami objawionymi”. Jeśli nasza informacja zwrotna ma być przekonująca i zachęcająca do zmian, musi mieć siłę przekazu. Jeśli nie jesteśmy w stanie samych siebie przekonać do słuszności naszego osądu na tyle, by powiedzieć „ja uważam, że..” czy „ja odebrałem to tak...”, to nie przekonamy do nich również naszego rozmówcy. Komunikowanie się z poziomu własnych doznań i refleksji ma również tą zaletę, że nie uruchamia w drugiej stronie odruchów obronnych, gdy mówimy coś negatywnego. Mamy tendencję do chęci zachowania dobrego myślenia o sobie i swoich działaniach, więc czasem trudno nam przyjąć bezpośrednią krytykę. Budzi ona wewnętrzny bunt i sprzeciw. Jeśli natomiast, ktoś mówi nam o swoich odczuciach, słuchamy w sposób bardziej otwarty. Przecież nikomu nie zabronimy nas tak czy inaczej odbierać. Na tak wytknięte potknięcia łatwiej nam spojrzeć z odpowiedniego dystansu i zrozumieć istotę problemu. W temacie dawania informacji zwrotnej przypomniano mi również, że jej rolą jest motywowanie do działania, oraz że powinna zawierać ona zawsze moc pozytywnej energii. Jeśli mówimy o tym, co zawiodło, odmalujmy sukces czekający, gdy dany aspekt ulegnie poprawie i wskażmy drogę. Jeśli chwalimy, to pokazujmy wprost profity wartościowych zachowań, by zachęcić do dalszych postępów. Nie zostawiajmy ocenianej osoby ani w euforii sukcesu, to zachęta by spocząć na laurach, ani w poczuciu porażki, z którego trudniej jest zrobić krok na przód. Wskazujmy zarówno mocne strony, jak i aspekty do poprawy. Dobrze jest przyjąć otwarta i życzliwą postawę, mówić szerze i od siebie bez nadętych formułek budujących dystans ( „zaburzałeś dystrybucję spotlightu” - jak zacznę tak mówić, proszę mnie litościwie odstrzelić). Niech uśmiech i uścisk dłoni zbudują atmosferę przekazu i niech nie zabraknie słów gratulacji. Na koniec myśl ode mnie. Pamiętajmy, że dając informację zwrotną tak na prawdę laurkę wystawiamy przede wszystkim sobie. To co powiemy, mówi wiele o nas samych, o tym jak obieramy świat, jaką mamy percepcję innych ludzi. Formą pokazujemy swoje nastawienie czy zaangażowanie, to jacy jesteśmy my i co mamy do zaoferowania innym. Liczę, że z pomocą wszystkich rad, które dostałam i tu zgromadziłam, w ten weekend wystawię sama sobie świetne noty. Jakiś czas temu pisałam o warsztatach improwizacji i wspomniałam o tym, że natchnęły mnie do przygotowania prelekcji. U mnie pomysły nie mogą czekać zbyt długo na realizację, więc już dziś o 22 w ramach Master-Mind wspólnie z Mactatorem poprowadzimy prelekcje, w której wykorzystamy pomysły zaczerpnięte z impro. Zapraszam. Jak często mówisz NIE? Czy wiesz kiedy powiedzieć TAK? Jesteś pewien że gdy mówisz TAK, to jest to prawdziwe TAK, a nie jedynie zręcznie ukryte NIE? Jak to działa w Twoim warsztacie mistrza gry?
Pokażemy wam skąd się bierze TAK i NIE. O ich mocy przekonacie się w serii warsztatowych ćwiczeń. Zapraszamy. Ten cytat dobrze oddaje to jak powstawała moja mowa. Doświadczenie, które zebrałam podczas jej przygotowywania, pozwoliło mi prawdziwie zrozumieć ten cytat. 4-6 minut było dla mnie stanowczo za mało żebym mogła powiedzieć wszystko co bym chciała. Z tekstu mowy wypadały całe akapity, później zdania, a na końcu wyrazy, by zostawić tylko to, co wydawało mi się najbardziej istotne i co najlepiej odmalowywało obraz, który chciałam pokazać. Z mowy pod wieloma aspektami jestem zadowolona. Zdobyłam za nią wstążkę najlepszego mówcy, dużo komplementów, ale też cenne uwagi techniczne (głównie dotyczące mowy ciała i dykcji). To co mi się nie podoba to to, że ilość czasu włożonego w przygotowanie i ćwiczenie jej sprawiło, że wystąpienie jest skalkulowane, zagrane, zwyczajnie brakuje mu autentyczności - fakt bardzo widoczny dla osób które wcześniej widziały mnie na scenie. Poniżej tekst mowy tak jak został zapisany i film dokumentujący moje wystąpienie. PoziomkaKilka tygodni temu doświadczyłam na spotkaniu Toastmasters zaskakującego uczucia dyskomfortu. Tu dokładnie w tym miejscu. Byłam wtedy chronometrażystką i przedstawiałam swoją rolę. To co sprawiło mi było przedstawienie się imieniem i nazwiskiem. Słowa prawie uwięzły mi w gardle i zaskoczyło mnie to. Przecież przedstawiamy się bardzo często i to powinna być najprostsza część wystąpienia. Stres? Niepierwszy raz przecież mówiłam do publiczności i nic takiego wcześniej mi się nie przydarzało. Dopiero po chwili przyszło zrozumienie. Za każdym razem gdy wcześniej stawałam przed publicznością zaczynałam tak: “Cześć jestem Poziomka i dziś opowiem wam o...”. To nowa rzecz, którą odkryłam o sobie - z określeniem Poziomka jestem o wiele bardziej związana niż z imieniem czy nazwiskiem. To jako Poziomka wygłaszam prelekcje czy sędziuję konkursy związane z moja pasją. Skąd to wszystko się wzięło? Wszystko zaczęło się już w szkole podstawowej, gdzie miałam mnóstwo przezwisk. Przy czym Ziomka, Poziomka, Zając Poziomka należały do tych najsympatyczniejszych. Pozostałe bardziej dokuczliwe wynikały z mojego rozmarzenia i dziwaczności. Wierzyłam w koralki spełniające życzenia, gadające koty i miewałam wymyślonych przyjaciół. Oglądałam mnóstwo kreskówek, pochłaniałam najbardziej baśniowe książki dla dzieci, co zresztą robię do dziś. Nieustannie marzyłam o odnalezieniu magicznych drzwi do świata ze stronic moich książek. Chciałam dopomóc ich bohaterom albo po prostu towarzyszyć im w przygodzie. Prawdopodobnie dlatego filmem mojego dzieciństwa była “Niekończąca się opowieść”. Jak mogłoby być inaczej skoro film jest o chłopcu, który kradnie z antykwariatu książkę i w trakcie jej czytania odkrywa, że jej bohaterowie wiedzą o jego istnieniu, ba słyszą jego głos gdy krzyczy z przerażenia. Coś cudownego, opowieść której bohaterem się stajesz i w dodatku masz wpływ na losy świata. To było największe marzenie mojego dzieciństwa i trzeba było prawie 20 lat, żeby się spełniło. Stało się to przez gry fabularne lub inaczej gry wyobraźni, obecnie moją największą pasję. Rozgrywka polega tym, że spotykamy się w kilka osób i wspólnie snujemy opowieści w takim świecie i klimacie jakim tylko zechcemy. Fantazja nie ma ograniczeń możemy być kowbojami na dzikim zachodzie, zostać rycerzami Jedi czy walczyć w Powstaniu Warszawskim. Jedno z nas zostaje Mistrzem Gry, osobą która będzie kreować i opisywać świat. Pozostałe osoby tworzą głównych bohaterów opowieści. Wymyślają kim są, jakie mają cele, umiejętności i charakter, w takcie rozgrywki będą opisywać jak postępują ich postaci. Mistrz gry może zacząć tak: „Jest bardzo późny jesienny wieczór. Jak co miesiąc zgromadziliście się w karczmie przy gościńcu. To doskonałe miejsce by wymienić się informacjami i posłuchać wieści ze świata. Niską i wyludnioną już o tej porze izbę oświetla i ogrzewa duży kominek. Na ścianach drgają cienie rzucane przez poroża, a z kuchni napływa korzenny aromat pieczonej dziczyzny. Nagle drzwi gospody otwierają się z hukiem i wpada przez nie człowiek. Wpada w sensie dosłownym, przez otwarte drzwi jak długi upada twarzą na polepę. W pierwszym momencie wydaje się, że potknął się o próg, lecz nie...spostrzegacie wyraźnie wystający z jego pleców bełt kuszy i plamę ciemnoczerwonej krwi wolno przesiąkającej się przez zieloną tkaninę liberii książęcego posłańca. Co robicie?” Jak zareagują gracze? Czy ich bohaterowie wyskoczą w mrok gościńca w pogoni za zabójcą? Czy pochylą się nad rannym by usłyszeć jego ostatnie słowa? Co uczynią z wiadomością o planach zamachu stanu kryjącą się w kieszeni posłańca? Właśnie wciągnęły ich wydarzenia, które zaważą na losach korony. Po której staną stronie, jak przechylą szalę wydarzeń? Żeby odpowiedzieć na te pytania trzeba zagrać, wspólnie opowiedzieć tą historię. Gdybym to ja grała tą przygodę być może byłabym służką, której przyjdzie stanąć przed wyborem między wiernością ojczyźnie, a swojemu panu. Za które z tych dwojga jestem gotowa przelać krew? A może byłabym piękną ambitną szlachcianką, która nie przegapi żadnej okazji by sięgnąć po władzę. Wykorzystam sytuacje tylko dla własnej korzyści, i jak gorzką cenę przyjdzie mi za to zapłacić? Dobra sesja dostarcza mi bardzo podobnej rozrywki co czytanie wciągającej książki. Podobnie działa wyobraźnia posuwając obrazy miejsc, postaci i zdarzeń, tyle że tu ja jestem bohaterem, dokonując czynów i wyborów, których nasz świat nigdy mi nie dostarczy. Dlatego gram w gry fabularne. Nie dlatego, że nie mam życia lecz dlatego, że chce mieć ich wiele. |
Agnieszka "Poziomka" ZiomekProgramistka, artystka, minimalistka. Archiwum
Czerwiec 2020
Kategorie
Wszystkie
|